Ostatnio jestem w skomplikowanym związku z mieszkaniem i, siłą rzeczy, z tym blogiem. Mieszkamy jak para nomadów wśród skrzynek, kartonów i wieszaków. Wracam do domu i od razu robię się smutna i zła - to te straszliwe ściany, podkładające nogi przedmioty, kurz, pył i poczucie, że powinniśmy już być hen hen daleko stąd.
Przespaliśmy co najmniej dwa miesiące - taką myślą dobijam się przez większość czasu (i wkurzam się na S., i wyciągam go na wieczorne spacery, z dala od macek zielonego pokoju). Tylko w chwilach wyjątkowej pobłażliwości przyznaję, że teraz lepiej wiem, czego chcę, że moja wizja staje się mniej rozmazana, osiada i krzepnie.
Dziś wreszcie ogłaszam koniec wakacji. Do Świąt musimy wyjść z fazy nory, dlatego trzy-czte-ry - bierzemy się do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz