W nocy z soboty na niedzielę pojechaliśmy odwiedzić nasz parkiet. Czułam, jakbym wracała z dłuuuugich kolonii, totalne stęsknienie za domem, przyjemna niecierpliwość (Rodzice zwykle podczas mojej nieobecności zmieniali coś w mieszkaniu i po powrocie kazali zgadywać, co jest inaczej). Uchyliliśmy tylko drzwi, bo przecież po polakierowanych w piątek deskach nie powinno się jeszcze chodzić. ”Fajnie, fajnie”, a po chwili buty zostały na klatce, a my w skarpetkach, z wielkim ”wow” na ustach skrzypieliśmy po mieszkaniu.
Wcześniej wydawało mi się, że cyklinowanie to tylko zbytek, bo podłoga i tak prezentuje się świetnie. Nie miałam pojęcia, jaki potencjał krył się w tych deskach. Teraz wyglądają cudownie, rewelacyjnie, doskonale. Wszystkie plamy zniknęły, ubytki są uzupełnione, powierzchnia równiutka, lśniąca. Szaleństwo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz