sobota, 1 grudnia 2012

Urban Outfitters

Dla mnie - nieświadomej dziewczyny z prowincji - Urban Outfitters to ciuchy. Dopiero ostatnio, przy przekopywaniu się przez któryś z wnętrzarskich blogów, odkryłam ”domową” część sklepu. Ceny nie porażają, a po odsianiu jelenich poroży*, kubków z wąsami i przebranych w peruki kotów** wciąż zostaje sporo do ochania.

Moje typy (od lewego górnego rogu): dywan 35 GBP (niby nie chciałam dywanu, bo przecież parkiet, ale ten wyjątkowo mi podpasował - wzór, kolor, wielkość, materiał), album 18 GBP (wpadł mi też w oko czarny ”what happens on tour, stays on tour”; chociaż oczywiście, standardowo, trochę mierzi mnie angielszczyzna), neon 40 GBP, pudełko 8 GBP (metal + retro rysunek), kosmetyczka 20 GBP, dywanik 18 GBP (do położenia przy balkonie w roli kocio-wygrzewalni)
urbanoutfitters.co.uk

*,** - jest dla mnie coś przerażającego w ”zwierzęcych” akcesoriach do domów. Nie jestem wegetarianką, noszę skórzane buty, ale plastikowe poroże to dla mnie ukłon w stronę myśliwskiej tradycji dekorowania wnętrza zwłokami. Kotki i pieski w perukach - przyzwolenie na dziwaczne przystrajanie zwierząt, tapirowanie im grzywek i malowanie pazurków. Mam bzika na punkcie Pana Gampa, a on na pewno nie byłby zadowolony z obrazka z przebranym w sukienkę kotem :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz