niedziela, 15 kwietnia 2012

Bez agencji?

Tak, tak, my też obiecaliśmy sobie, że jeśli kupować mieszkanie - to tylko bezpośrednio. Łatwo zarządzić, trudniej zrealizować. 95% otodomów to oferty agencji, dzwonimy pod ogłoszenie z gazety (nazwa ulicy, numer telefonu) - agencja. A ponieważ bardzo, bardzo, BARDZO chcemy coś wreszcie obejrzeć - niech i tak będzie, trudno.

Ciężko mi nie wpadać w entuzjazm na widok każdego mieszkania, w którym na zdjęciach widać parkiet i wielkie okna. Próbowaliśmy umówić się w jedno supermiejsce (w dużym pokoju okna były na dwóch ścianach!!!), ale sprzedający ”znów zmienił zdanie”. Drugie ”idealne” - po intensywnym riserczu w terenie - sami dziś odrzuciliśmy, jeszcze przed umówionym spotkaniem. Wszystko to zasługa Google Street View, widoku z okna i wzoru balkonowych barierek - orientacyjna lokalizacja zamieniła się w pewnik. To, co zapowiadało się fajnie, okazało się mieszkaniem tuż nad zapleczem baru z sajgonkami (salon), kuchnią tuż przy murze (można przybić pionę z sąsiadem mieszkającym ”pod kątem prostym”) i oknami sypialni wychodzącymi wprost na ruderę i bunkrowate garaże. Do tego - jakieś pięć warstw kibicowskich wulgaryzmów na fasadzie :-/

Na szczęście z niewypału została nam bardzo zaangażowana Pani Agentka. To jedyny plus, bo oczywiście w swojej wizji już mieszkałam w tej nadsajgonkarni i zderzenie z rzeczywistością popsuło mi humor na resztę dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz